Zastanawia was czasami, jak to się dzieje, że niektóre związki potrafią przetrwać latami, a niektóre zgrzytają i kończą się wraz z pierwszym kryzysem? Dlaczego niektórzy tak płynnie współistnieją, jakby to był taniec dwóch serc? I dlaczego kobiety tak bardzo starają się udowodnić swoją siłę?
Według indiańskich ludów, choć ciężko w to dzisiaj uwierzyć, niegdyś panował matriarchat. Kobieta miała ważną rolę w społeczeństwie. Rządziła światem. W sposób zupełnie odmienny od tego, jak robią to dzisiaj mężczyźni. Kobieta rządziła z szacunkiem, miłością, w poszanowaniu praw natury. Czy dzisiejsze panie sprawowałyby władzę w ten sam sposób? Myślę, że nie. Dzisiejsza kobieta oderwana jest od swojej kobiecości. Subtelność traktujemy jako słabość. Kobieta sukcesu często nosi spodnie. Co ranek wkłada na siebie to, co męskie, żeby stanąć przed mężczyzną jak równy z równym. I tak, jest równa. Ale brak w tym równowagi. Kobieta nigdy nie będzie mężczyzną i to jest piękne. Dlaczego więc tak usilnie staramy się udowodnić, że możemy nim być? Rezygnując tym samym ze swojego największego skarbu – kobiecości.
Jako kobiety, nieprzerwanie piszemy historię Kobiecego Dziedzictwa. Wskazując z wyrzutem na mężczyzn lub na siebie nawzajem, ciągle niesiemy w sobie ból przeszłych pokoleń, które zapomniały, jak okazywać ludzkie współczucie i jak uczyć go innych. […] Teraz to do Siostrzeństwa należy, aby ludzka rasa zgodnie ze swoim przeznaczeniem osiągnęła swą pełnię, ponieważ wszystko rodzi się z kobiety.
Jamie Sams, „13 Pierwotnych Matek Klanowych”
Myśląc o równowadze, przed moimi oczami ukazuje się znak yin-yang. Czarny z odrobiną białego. Biały, z odrobiną czarnego. Żeńskie z dodatkiem męskiego. Męskie z dodatkiem żeńskiego. Pełnia i harmonia.
Kobieta oddzielona od swojego żeńskiego pierwiastka wiecznie za czymś goni. Jakby wciąż czegoś jej brakowało. Za lepszą sylwetką, większymi ustami, byciem bardziej sexy, zdobywaniem kolejnych szczebli kariery oraz partnerów. Więcej, mocniej, lepiej. Czy czegoś nam to nie przypomina? Tak. Mężczyzny.
Kobieta w pełni swojej mocy jest jak morska latarnia. Piękna, majestatyczna, bijąca swoim wewnętrznym blaskiem. On jest jak łódka, która krąży wokół niej. Zbliża się lub oddala. Zdobywanie czy wolność? Wykonuje ruch. Jeśli trzeba, pokonuje rywali w drodze do celu. Wykorzystuje swoją siłę, podejmuje ryzyko. Jest niestrudzony, jeśli tylko obierze jakiś kierunek. A kiedy już dotrze do wybranej przez siebie latarni, jest w stanie otoczyć ją opieką, jakby właśnie stała się częścią jego życia. Kobiety zamieniły swój ogromny blask na bycie świetlikiem, wciąż latającym za łódkami prosząc o nieco uwagi. Myśląc, że dzięki niej, staną się bardziej pełne. Nic bardziej mylnego. Nie tędy droga. Kobiecość to bierność i przyjmowanie. Ciepłe i radosne powitanie strudzonego podróżnika. Otoczenie go troską i miłością. Przyjęcie do rozkosznego, miękkiego wnętrza.
Spójrzmy na relacje. Niepewna kobieta uznająca każde oddalenie mężczyzny za zdradę, porzucenie, wyrwanie jej kawałka serca. Dźwigająca na swoich barkach więcej niż jest w stanie. Niestrudzona siłaczka, która wymieni oponę, zaplanuje wspólne wakacje i skosi trawę w ogródku. Bo przecież może! Ma dwie ręce, dwie nogi, w czym jest gorsza?
Sfrustrowany mężczyzna czujący się jak ptak w złotej klatce. Jak dziecko, któremu mama wciąż podsuwa coś pod nos – „daj, zrobię”. Bez wyzwań, bez mocy.
Czy musi tak być? Może wystarczy, że przypomnimy sobie, kim naprawdę jesteśmy? Kobietą z odrobiną męskiego. Mężczyzną z odrobiną kobiecego. Nie po równo. W równowadze.